To przez ciebie Pan Bóg mnie pokarał, żeby się w tym luksusie mordować – rozpaczał Pawlak z wyrzutem patrząc na Kargula, podczas podróży Batorym do Ameryki (w filmie „Kochaj albo rzuć”).
I tak samo pewnie niejeden wzdycha w cichości ducha siedząc i nudząc się jak mops podczas hotelowych wakacji all inclusive w jakimś hotelu. Oczywiście, nie przeczę, one mają swój urok. Człowiek ciężko pracujący cały rok może przez tydzień poleżeć sącząc drinki z palemką nad basenem, obsługiwany w każdym niemal aspekcie swojego życia. Tylko czy rzeczywiście odpocznie? I czy człowiek z ambicjami i ciekawością świata nie padnie z nudów i nerwów już po dniu albo trzech takiego leżenia, gdy wokół krzyczą dzieciaki (taki już mają przywilej i trudno mieć o to do nich pretensje), obok grupa podpitych sąsiadów rozkręca imprezę, zaś po przejściu w inny kąt basenu nagle słyszy taki ktoś bezładną paplaninę dwóch przyjaciółeczek obrabiających za plecami trzecią. Ech uciec stąd gdzieś daleko i nie męczyć się w tym luksusie – myśli taki ktoś, umęczony pretensjami żony, płaczem znudzonych dzieci i wysokością rachunków za wszystko.
Jest na to rada, można uciec a nawet zabrać żonę i dzieci, które będą zachwycone – uciec na wodę, Mazury czy na morze. NA ŻAGLE!!
To rozwiązanie ma wszystkie zalety all inclusive w hotelu a jest pozbawione jego wad. Więc po kolei. Wakacje na jachcie są luksusowe – tak, można się pochwalić na fejsie znajomym, będą zazdrościć. Parę fotek na insta (jak ktoś ma) też wyjdzie bardzo dobrze: fale, biały pokład, żagle w tle, to się spodoba. Ale to tylko początek. Co zatem oferują wakacje na jachcie? To co każdy chce przeżyć od dziecka: PRZYGODĘ!! Przygoda, zabawa i poczucie wolności. Wielu przecież z zapartym tchem oglądało w dzieciństwie filmy o piratach na błękitnych morzach. Tutaj możemy to poczuć i to bez ryzyka.
Więc na żaglach nie ma miejsca na nudę. Ciągle coś się dzieje, coś co absorbuje całą załogę. Już wypłynięcie z ciasnej mariny staje się ekscytującym przeżyciem, z komendami niczym w Royal Navy: – oddaj cumę rufową! – jest oddaj cumę rufową! Cuma rufowa oddana! Dzieci piszczą zachwycone, z odbijaczami w ręku. Będzie o czym opowiadać w szkole. I to dzieje się naprawdę. To nie jest udawanie, granie, czy sztucznie wymuszone przez animatora (czytaj: kaowca) na wieczorku zapoznawczym. Dalej jest jeszcze lepiej: stawianie żagli i wyłączenie silnika. Moment, który ma w sobie pewną magię (najlepiej oddaje ją scena w filmie Biały szkwał). Nagle denerwujący, mechaniczny stukot diesla milknie i nastaje cisza. Słychać szum wiatru a łódź napędzana teraz żaglami zaczyna poruszać się zupełnie inaczej. Rozpoczyna się żegluga z wszystkimi jej urokami. Sterować mogą wszyscy. Nawet dziecko (no takie ciut starsze 9-10 lat) może w sprzyjających warunkach stanąć za sterem, oczywiście pod kontrola dorosłego. Wyobraźcie sobie zachwyt młodego człowieka, który naprawdę steruje na morzu kilkutonowym jachtem na żaglach. Będzie to wspomnienie do końca życia. Na jachcie ciągle coś się dzieje, tu nie ma miejsca na nudę i każdy znajdzie zajęcie. Trzeba ugotować obiad, pozmywać, opowiedzieć ciekawą historię, pośpiewać szanty (i nie tylko) powygłupiać się no i ciągle coś się dzieje na pokładzie: zwroty, praca na linach, obserwowanie pracy żagli. To wszystko uwrażliwia nas na otaczający świat.
A bardziej spokojny wypoczynek, wyciszenie? Żagle są na to najlepszym sposobem. Patrzenie na przestrzeń morza, fale, szum wody przepływającej wzdłuż burt są jak balsam dla udręczonej współczesnym światem duszy. Człowiek leżący przy hotelowym basenie wielokrotnie nie odpoczywa dlatego, że nieustannie gapi się w ekran smartfona. Zmory naszych czasów. Zwłaszcza dzieci coraz mocniej uzależniają się (i jest to już problem na poziomie społecznym) od ekranu i świata wirtualnego. Wszyscy jesteśmy przebodźcowani cyfrowo. Rejs jachtem może być wspaniałą odtrutką na ten problem. Jest to wypoczynek na tyle atrakcyjny, że możemy odłożyć telefon czy tablet, zabrać go dziecku i dać mu inne, ciekawsze zadanie, np. wypatrywanie delfinów przez lornetkę. Ciągle coś się dzieje i ciągle zmieniają się miejsca.
Żeglowanie to też wędrówka, wiec nie jesteśmy skazani ciągle na ten sam basen i tą samą plażę przy hotelu. Codziennie są inne porty i zatoczki, często dzikie i nieznane, gdzie można do woli pływać, snorkeling`ować i nurkować w czystej wodzie, podglądając podwodny świat. I to bez towarzystwa wrzaskliwych tłumów.
Częstym zarzutem, jaki słyszałem od osób, którym proponowałem wspólne żeglowanie, było pytanie jak wytrzymać na tak małej powierzchni. Oczywiście, nie każdy nadaje się na takie wakacje. Niemniej w grupie osób na pokładzie małej przecież jednostki, należy mieć w sobie pewną otwartość i radość życia. Nawet na małym jachciku można znaleźć chwile intymności czy odosobnienia, choćby idąc na dziób by w ciszy kontemplować zachód słońca nad horyzontem.
A drinki z palemką? Zupełnie inaczej smakują, gdy siedzimy w kokpicie jachtu przycumowanego w urokliwym śródziemnomorskim porciku. Wieczorne piwo w przy mazurskiej bindudze też jakby bardziej piwne. Zaś obiad zjedzony na pokładzie, w pięknych, i tych, no…, niepowtarzalnych… okolicznościach przyrody, smakuje zupełnie inaczej. No chyba że jakieś dziecko z wędką zachowa się bardzo nieprzyzwoicie i pozbawi nas posiłku. Cóż, wtedy trzeba się grzecznie przedstawić – Sidorowski, przykro mi.
Najważniejsze jednak jest to, że powyższe atrakcje można mieć za cenę porównywalną, a często dużo niższą niż te luksusy all inclusive. I po co się męczyć jak Pawlak?
Autor: Arkadiusz Adamczuk